Gambia
Tam, gdzie urodził się Kunta Kinte
Po 9 godzinach lotu, z międzylądowaniem w Maladze dotarliśmy na lotnisko w Bandżul (Gambia). Jest to najmniejsze, bo o wielkości województwa warmińsko – mazurskiego, państwo w Afryce. Ma jednego sąsiada – Senegal i od zachodu dostęp do Atlantyku. Środkiem kraju płynie rzeka Gambia, nad którą nie ma żadnego mostu. W Gambii mieszka około dwóch milionów obywateli, przede wszystkim wyznających islam. Stolicą jest Bandżul. Mieszkańcy wywodzą się z rożnych plemion i władają własnymi językami, oraz urzędowymi: angielskim i gambijskim. W kraju jest jedna elektrownia na statku i kilka lokalnych generatorów prądu.
Przylecieliśmy wieczorem i szok – wszędzie było ciemno. Do ośrodka, w którym mieliśmy zakwaterowanie było ok. 10 kilometrów, a jechaliśmy autokarem prawie 2 godziny. Niesamowity tłok na ulicach, bo to był dzień targowy i handel odbywał się wszędzie. Na chodnikach, których nie ma, na poboczach drogi, tuż przy jezdni, a czasami nawet na pasie drogowym. Oczywiście to wszystko prawie w ciemnościach, bo tylko tam, gdzie wyłożony był towar, paliły się małe lampki. To była pierwsza ciekawostka, którą zauważyliśmy po przylocie, nie mówiąc już o upale. Jak było 28-30 stopni, to na tamtejsze warunki było chłodno. Były dni, że temperatura w dzień dochodziła do 48 stopni w cieniu. Byliśmy nad oceanem, więc tego skwaru się nie odczuwało. Miejscowi powiedzieli nam, że takie upały ostatni raz były 20 lat temu.
Ocean piękny. Na plaży mnóstwo kafejek oraz handlarzy, którzy sprzedawali wszystko. Były nawet gabinety masażu. Oczywiście w krzakach na piasku. Najważniejsze, że ludzie uśmiechnięci, spokojni przyjaźnie nastawieni do turystów. Czuło się szacunek, zainteresowanie i nie trzeba się temu dziwić , bo przecież turyści to ich podstawowe źródło zarobkowania od niedawna. Za wszystko chcieli pieniędzy, i to dużych. Trzeba było się dobrze targować. Potrafili naiwnym małą figurkę wartę 2 -3 złote sprzedać za 50-100 złotych i do tego z uśmiechem na ustach. W Gambii wszystko jest inne. Jest pięknie dziko, spokojnie, dziwnie i ciekawie. Na przykład nasz ośrodek odwiedziło stado małp. Wszystko co mogły, to zjadły. Potrafiły z domu wynieść rzeczy, które im się podobały, a jak chciało się im je odebrać, to szczerzyły zęby. Inne miejsce, ale bez małp – to targowiska. Całkiem inny świat. Tego w Polsce i Europie nie zobaczysz. Tam jest wszystko, place modlitwy, stragany z ekskluzywną odzieżą, wszystko do domu, można kupić żywność, a także zobaczyć jak ćwiartuje się na ziemi mięso itp. W rynsztokach płynie krew i inne nieprzyjemne nieczystości. Na targu rybnym można kupić każdą rybę, prosto z rozładowywanych w pobliżu łodzi, jak również można poprosić o jej oczyszczenie. Wszystko tam robi się z uśmiechem na ustach. O klienta się dba, bo za zarobionego jednego dolara można przeżyć jeden dwa dni.
Zobaczyłam prawie wszystko, co proponuje się turystom. Podziwiałam niespotykaną roślinność, kolorowe ptaki, dotykałam krokodyli ( skórka ciepła i delikatna), oglądałam kraby na wyspie, na rzece. Witałam się małpami, żyjącymi na wolności, a także brałam udział w prawdziwym safari, w sąsiedni Senegalu. Przekraczanie afrykańskich granic to jest prawdziwe przeżycie, nigdzie w Europie takiego sposobu odprawy i takiego załatwiania rożnych pozwoleń nie widziałam. To prawdziwa Afryka. Nawet komunikacja busikami jest swoista. Stoisz na przystanku, można też wsiąść i wysiąść na środku skrzyżowania. Pytasz innych oczekujących, kiedy przyjedzie? Odpowiedź jest jedna. Jak przyjedzie to będzie! A dlaczego tak jest? Odpowiedz prosta. To jest Gambia!
Rzeka Gambia w swojej delcie jest tak szeroka, że prom płynie dwie godziny. Przepływa on w pobliżu wyspy, skąd pochodził legendarny bohater jednego z pierwszych wyświetlanych w Polsce seriali telewizyjnych „Korzenie”, w którym głównym bohaterem był Kunta Kinte. Murzyn porwany przez łowców niewolników i wywieziony do Ameryki. Podobno w wiosce na wyspie do dziś żyją potomkowie Kunta Kinte ale czy to prawda? Muszę to jeszcze osobiście sprawdzić, gdy znowu odwiedzę Gambię i poznam ją z tej strony, której nie widzą turyści. Mam niedosyt i chęć poznania tego kraju od tzw. kuchni, tej prawdziwej, nie „zrobionej” pod turystów. Mam nadzieję, że mi się uda. Szansa jest!
Gambia, 2020 r.
GAMBIJSKIE POST SCRIPTUM, 2023 R.
W roku 2023 jedna z moich „gambijskich” fotografii została dostrzeżona i nagrodzona na jednym z międzynarodowych portali podróżniczych. W związku z tym zadedykowano mi utwór znakomitej gambijskiej piosenkarki i kompozytorki – Sony Jobaret. Oto on:
Fajnie sie czyta i do tego sporo zdjęć, widać różnorodność. Ja mam kiedys w planach Gambie, juz wiem kogo sie mam dopytac 🙂
Moim zdaniem Gambia to frapujący kraj, nie tylko fotograficznie. I zdecydowanie warto go odwiedzić. W razie czego -zapraszam do kontaktu, chętnie podzielę się swoimi afrykańskimi doświadczeniami 🙂 PS. Lubię wracać do pańskich fotografii, panie Krzysztofie. Są znakomite 🙂