podróże
„Kto podróżuje, ten dwa razy żyje” / Hans Christian Andersen
Podróże, to też moja pasja. Najpierw podróżowałam w wyobraźni, czytając książki od dziecka i marzyłam o prawdziwych podróżach. I stało się! Zaczęło się zupełnie niewinnie. Lata temu, mąż powiedział do mnie: zabieram cię tam gdzie jeszcze nigdy nie byłaś. Nie byłam przygotowana. Ja zagubiona w rzeczywistości obarczona codziennym życiem, kiedy całym światem było: dom, dzieci, droga do pracy i od czasu do czasu spacer do podolsztyńskiego lasu usłyszałam, że mam być tam, gdzie jeszcze nie byłam. Wsiedliśmy do jego starego samochodu i pojechaliśmy. Zobaczyłam wtedy bazylikę w św. Lipce, kwaterę Hitlera, stare śluzy na kanale Mazurskim i dziwny rodzinny grobowiec w Rapie. Gdy przyjechaliśmy późnym wieczorem do domu uświadomiłam sobie, że jednak świat jest piękny, a ja go nie znam. I to był początek wielkiej przygody. W ciągu kilku lat poznałam prawie wszystkie piękne miejsca na Warmii i Mazurach. Na tym się nie skończyło; w dalszym ciągu każdy rok mnie zaskakiwał. Nie spodziewałam się, że moje poznawcze marzenia zaczną się spełniać. Trzy dni nie mogłam spać, gdy dowiedziałam się, że któregoś roku w październiku miałam wziąć udział w wyprawie płetwonurków do Włoch nad morze Tyrreńskie. Mieliśmy szukać zatopionego statku. Niesamowite przeżycie. Wtedy pierwszy raz zajrzałam pod wodę i zobaczyłam piękno innego, bajkowego dla mnie, świata. Potem były inne wyprawy. Jeszcze raz do gorącej Italii, oraz do Turcji. Niezapomniana kąpiel w gorących leczniczych źródłach w Pamukale. Pobyt w starożytnej łaźni w Effezie, chodzenie po ruinach Troi czy zakupy na Złotym Targu w Istambule. Spacerowałam po ulicach Madrytu, Lizbony, Paryża, Barcelony, Alicante, Berlina i Pragi. Byłam w Atenach i nad Kanałem Korynckim. Zobaczyłam prawie całą Ukrainę i Krym. W pewnym momencie mąż powiedział: koniec z zorganizowanymi wyprawami zaczynamy świat zwiedzać na własną rękę. Wybudował kampera. Pierwsza wyprawa była do Hiszpanii. Niezapomniane chwile, kiedy naszym autkiem jeździliśmy po zabytkowym rynku między kawiarnianymi stolikami w Saragossie. Za rok pojechaliśmy na Krym, potem do Grecji. Nie wyobrażałam sobie wakacji bez miesięcznych wypraw w nieznane, bo tak było. Rano mąż mnie pytał: jedziemy w prawo, czy w lewo, a ja na to, a nie możemy na wprost… i tam jechaliśmy. Świat jest piękny i dalej mam niedosyt. Wiem, że jeszcze wszystkiego nie zobaczyłam. Nawet patrząc z Wezuwiusza na piękne Pompeje, myślałam, że trzeba jeszcze tyle miejsc zobaczyć, a życie jest krótkie. Żałowałam, ze nie mam aparatu fotograficznego, aby utrwalić to co zarejestrowało moje oko. Chciałam jeszcze więcej i więcej… i wszystkimi sposobami w tym kierunku dążyłam. Zaczęliśmy więc latać . Zwiedziłam Egipt, Maltę, byłam na Wyspach Kanaryjskich. Spotkanie z prawdziwą Afryką miałam w Gambii. I to już jest miejsce na oddzielną historię…